nie ma to jak na wsi rankiem

Dla osób mieszkających na terenach, do których nie dotarła jeszcze infrastruktura naziemna, pozwalająca na połączenie z internetem, najlepszym rozwiązaniem jest internet mobilny 4G LTE. Zasięg internetu Orange 4G LTE obejmuje już ponad 99% Polaków, więc dostęp do niego nie będzie dużym problemem nawet w małych miejscowościach Wojtek siedzi w pociągu i patrzy przez okno na mijane pola i drzewa. Wiosna dopiero się budzi. Wśród drzew prześwieca czasem wstęga rzeki wijącej się w dolinie. Wojtek jedzie z rodzicami na wieś, do wujostwa i kuzynki Emmy żniwa. "Nie ma zarobku przy tej cenie". Rośnie napięcie na wsi, ale PiS ma sposób na rolników. 14 lipca 2023 08:30. 7 min czytania. Maciej Zakrocki przedstawia dobry wieczór po krótkiej przerwie w środę 28września literatura okresu pozytywizmu nie cieszyła się dużą popularnością przynajmniej w moich czasach szkolnych nad Niemnem jakiś dramat ciągnące się przez dziesiątki strony opisy zakola rzeki pagórków łąk zniechęcały wielu do czytania na, ale niektórzy zwrócili uwagę, że tam jest taka scena Niemcy wzbudzali zainteresowanie, między innymi w Jędrku, który coraz częściej chodził do kolonii, co nie podobało się na wsi. Podobnie jak to, że Ślimak cały czas sprzedawał towar kolonistom, dzięki czemu sporo zarabiał. Koloniści z kolei chcieli, aby Ślimak sprzedał im część swoich gruntów, na co ten się nie chciał Hard Being A Single Mom Quotes. Dom na wsi vs. mieszkanie w mieście. Gdy rodzina się powiększa i zaczyna brakować przestrzeni, w pewnym momencie życia, wielu z nas staje przed dylematem: większe mieszkanie w mieście czy dom na wsi? Co wybrać, jak zdecydować? Decyzja nie mała, dla wielu taka do końca życia. Dziś o tym, dlaczego warto wyjechać z cztery lata temu wprowadziliśmy się do naszego domu na wsi, z dala od cywilizacji (sic!), komunikacji, oświetlenia, kanalizacji … 🙂Całe swoje życie spędziłam w mieście, w bloku. Najpierw na dużym osiedlu, w bloku z wielkiej płyty, potem kupiliśmy własne mieszkanie w starej kamienicy w cichej i zielonej części Warszawy. Kupując mieszkanie, nawet przez myśl mi nie przeszło, że dom to coś dla nas. Zresztą, byliśmy sami, żyliśmy z dnia na dzień. Ciche mieszkanie w centrum, blisko wszystkiego, z idealnym dojazdem było tym, co się wtedy dla nas liczyło gdy rodzina zaczęła się powiększać, okazało się, że brakuje nam miejsca. Początkowo szukaliśmy większego mieszkania, ale okazało się, że w cenie mieszkania w Warszawie, możemy zakupić dom (duuużo większy) pod miastem. Zerknij TU jeśli chcesz przeczytać jak żyje mi się na domu, ważna była dla mnie przestrzeń. Nie chciałam mieszkać pośrodku osiedla, gdzie byłoby nam „ciasno”. Szukaliśmy czegoś na to zwykle większy metrażCeny nieruchomości są różne, w zależności od czasu i miasta. W momencie, gdy kupowaliśmy dom, cena 60 metrowego mieszkania w Warszawie była taka sama, jak cena 240 metrowego domu, 30 km od centrum (10 km od granic administracyjnych).własny kawałek zieleniMając Starszaka, każdego dnia chodziłam na spacery do parku, czasami dwa razy dziennie. Była to zwykle długa, min. dwugodzinna wyprawa. Mając własny ogródek – wychodzisz po prostu do ogrodu 🙂 Uwielbiam, gdy jest ciepło, w pidżamie, z kawą siadam na kanapie w ogrodzie, dzieci biegają na golasa, kąpią się w basenie, skaczą na trampolinie, jeżdżą na rowerze. Nie boję się, że zamknę oczy i znikną, że wejdą w psią kupę, że znajdą jakieś super ciekawe śmieci. W ogrodzie jemy obiady, śpimy na hamaku, wieczorami oglądamy gwiazdy owinięci w cisza i ciszaCzasami słychać samochody, ale zdecydowanie głośniejsze są ptaki za oknem. Odkąd zamontowaliśmy na działce kilka domków i karmników dla ptaków, wiosną obserwujemy te, które wprowadzają się do nas na czas wylęgu potomstwa. Wczesnym rankiem, zdarza nam się zobaczyć sarny, łosie (mamy 3 w okolicy). Są też oczywiście bobry, które zjadają nam drzewa za siatką, dziki, lisy. Mimo hałasu, jaki może wyrządzić stado np. szpaków, jest jednak ta niesamowita, odprężająca cisza (na dużej przestrzeni nawet krzyk, pisk i jęki dzieci rozchodzą się w powietrzu).las w zasięgu wzrokuMamy to szczęście, że las mamy w zasięgu wzroku, każdego dnia możemy iść gdzie indziej, możemy odkrywać, poznawać, zdobywać. Jest świetna ścieżka rowerowa w lesie, są pola, łąki. Czasami bierzemy na spacer atlas ptaków, czasem wielką księgę robali, czasami po prostu rowery lub sanki (w zależności od pory roku).żyję szybko, choć wolniejW dużej rodzinie zawsze brakuje czasu. Ciągle się śpieszę starając się zrobić „wszystko”. Uwielbiam ten czas, kiedy popołudniami wychodzimy z domów, spotykamy się z sąsiadami, rozmawiamy. Czas płynie wolniej, spokojniej. Przy domu jest więcej pracy – jasne. Ale można do tego przywyknąć. Między koszeniem trawy jest czas na zamienienie słówka z sąsiadką, czasami podrzucamy sobie dzieci 🙂 wspólnie grillujemy, pieczemy kiełbaski na ognisku za domem, spotykamy się wsi – jedzenie w ogrodzieNie jestem miłośnikiem grządek i uprawy, szczerze mówiąc nie lubię tego, ale… w ogrodzie mamy kilka drzew owocowych, krzaki malin, porzeczki, jerzyn, agrestu, winogrona, co roku sadzimy pomidory koktajlowe i truskawki w doniczkach. W tamtym roku mieliśmy też słonecznik, w tym na pewno coś jeszcze sprawą jest też dostępność świeżego jedzenia od „sąsiadów” mam już swoje miejsce gdzie kupuję jajka, ziemniaki, pomidory, sałatę 🙂Nie wyobrażam sobie wrócić do miasta, do jego gwaru, tempa, tylu ludzi. Decyzja o wyprowadzce nie była 0:1. To nie tak, że życie z dala od miasta ma same plusy, ale jak dla mnie, na teraz nie mogło być lepiej (no chyba, że byłby asfalt, kanalizacja i więcej słońca w roku 🙂 )Trzeba przecież dojechać do pracy, zrobić zakupy, codziennie wozić dzieci do szkoły/ przedszkola ale… Mi jest łatwiej się tu wyciszyć, odpocząć, zrelaksować, a dzieci mogą obcować z przyrodą, poznawać zwierzęta, rośliny obserwować jak zmienia się okolica. Kilka km od naszego domu mamy miasteczko a zaledwie 30 km do samego centrum Warszawy. Taka odległość od miasta daje mi z jednej strony swobodę, spokój, ciszę, a z drugiej – mam dostęp do lekarzy, szpitali, urządów, sklepów, wszelkich atrakcji Stolicy 🙂Jak dla mnie bomba! A Ty jaką podjęłabyś decyzję? Dziki ogród Tak jak widać na załączonym obrazku, trochę zarośnięty jest ten mój warzywny ogródek w tym roku. Postanowiłam nie ingerować za bardzo w rośliny, które same się wysiewają, a są pożyteczne. Jeszcze jak ładnie wyglądają na zdjęciach i lubią je pszczoły, to zawsze znajdą u mnie miejsce. Co to za rośliny? Na przykład ogórecznik. Wabi mi pszczoły do ogrodu, daje piękny kontrast do tła z żółtego zboża i hmmm, zasłania ogórki 😀 które tu gdzieś, przysięgam, są… Z roślin samowysiewajacych się, w ogórkach rośnie jeszcze koper i chrzan, które potem oczywiście wykorzystuję do przetworów, oraz nagietki, które zadomowiły się przy fasoli. Co roku w wybranych przez siebie miejscach pojawia się też kolendra, którą najpierw jem w postaci natki, mrożę zapas na zimę, potem cieszę oko kolendrowym kwieciem przez całe lato i ucinam gałązki do letnich bukietów, a gdy uschnie, zbieram nasiona, które przecież też są jadalne, w formie aromatycznej przyprawy. ogórecznik i ogórki Nagietki wysiały się razem z maciejką w kilku innych miejscach ogródka, więc mam łąkę. Jedną z wielu w tym roku. Bo kolejną zafundowała nam Frozee, darując mi pewnego wiosennego dnia paczuszkę z napisem California Poppies Pozłotka kalifornijska, eszolcja kalifornijska, maczek kalifornijski (Eschscholzia californica) – gatunek rośliny z rodziny makowatych. Pochodzi z Kalifornii, popularny w uprawie ogrodowej. Kwiaty wyrastają na długich szypułkach, z barwnym, złotożółtym, błyszczącym okwiatem. Są stosunkowo krótkotrwałe, ale roślina wciąż wydaje nowe pąki i kwitnienie trwa od czerwca do września. Kwiaty odmian ogrodowych osiągają do 8 cm średnicy i miewają barwy odmienne od form typowych – np. białe lub purpurowe. Tak piszą na ten temat w Wikipedii, wyczytałam też, że ziele maczka kalifornijskiego działa baaaardzo uspokajająco 😉 Kilka informacji znalazłam również na stronie Świat Kwiatów. Tyle teorii, a jak w ogrodzie? Kwiaty rozchylają się gdy tylko ujrzą słońce, na noc zamykają, by rankiem znowu się przebudzić. Z połowy paczki powstała taka piękna łączka, którą chwalą sobie również stworzenia fruwające. o zachodzie słońca kwiaty się zamykają maki kalifornijskie dla porównania nasz rodzimy, zwykły mak polny Dalsza część ogrodu należy do szałwii muszkatołowej i lawendy. Tu też aż się roi od pszczół i trzmieli. Fajnie, że zagląda do mnie całe to bzyczące towarzystwo, nie muszę się martwić o zapylanie pomidorów czy papryki. szałwia muszkatołowa lawenda Po raz pierwszy mam tyle lawendy, że zaczęłam suszyć plony. To zasługa upalnego czerwca. W całym domu pachnie lawendą, na każdym „wolnym gwoździu” wisi fioletowy bukiecik przewiązany sznurkiem. Za rok planuję dosadzić więcej. Starość nie radość. Jak zacznę się zachwycać pelargoniami, proszę, niech ktoś mnie nawróci. Stary dom Stary dom to ciągła praca, zmiany, remonty, pomysły, ale też niekończące się możliwości. Jednego dnia planuję nową szklarnię, drugiego warsztat stolarsko-amatorski. Remontowanie to też ciągły bajzel i masa śmieci, które rosną nie wiadomo skąd. No właśnie, pewnego dnia zaczęliśmy się zastanawiać co możemy z tym zrobić, patrząc na tonę recyklingu, który wyprodukowaliśmy dosłownie w kilka dni. Zaczęliśmy od podstawowej rzeczy – koniec z butelkowaną wodą, od teraz pijemy kranówę. Tu na wsi, nie jest to jakimś wielkim wyrzeczeniem, woda z kranu jest po prostu dobra. Zastanawiam się, co będzie w mieście, bo nasza kranówka tam jest całkiem inna, śmierdzi chlorem itd, ciężko będzie się przyzwyczaić. Może jakiś dobry dzbanek filtrujący pomoże? Kuchnia tymczasowa już funkcjonuje, więc możemy całą ekipą lato celebrować na wsi. Reszta będzie się remontować „w międzyczasie”. Ze stodoły powyciągałam kilka fantów, które Bob określił mianem: „graty”, ale ja bym bardziej w „klasyki” celowała. Bo Boba potrzebowała pojemnej szafki na Bobowe sprawy, a moja stara biblioteczka z dzieciństwa wprawdzie wyglądała trochę źle, ale nie aż na tyle źle by nie dać jej drugiej szansy. Poza tym to bardzo praktyczny i pakowny mebel. I ładny w swojej prostocie. przed oczyszczeniem Tak to mniej więcej wygląda w efekcie końcowym. Właściwie została tylko oczyszczona, oszlifowana i pociągnięta olejem. Może kiedyś pokuszę się o odpicowanie drzwiczek, na razie z braku czasu na zajęcia kreatywne, musi zostać jak jest. Dodałam jeszcze czarne uchwyty na dole, żeby łatwiej było otwierać szafkę. Biblioteczka stoi u Boby w jej letnim pokoju i służy do przechowywania ubranek i zabawek małej. Letnie biuro na werandzie Weranda czekać będzie długo na swoja chwilę chwały i wyremontowanie. Tymczasem urządziłam sobie tam letnie biuro i pracownię. Taka moja prywatna przestrzeń robocza. Stara szklarnia – the END W czerwcu nadeszła nieuchronna zagłada starej szklarni, która została rozebrana na kawałki i złożona na kupkę. Myślę jednak, że materiał z rozbiórki wykorzystamy ponownie, bowiem mój plan na zagospodarowanie tarasu, by służył trochę jak stara szklarnia się kompletnie nie sprawdził. Taras jest od strony wschodniej. Pomidory w donicach czy zioła mają się tam w miarę dobrze, jednak przygotowanie jakichkolwiek rozsad w takich warunkach to czyste nieporozumienie. Niedawno wysiałam kolejny rzut sałaty i siewki są powyciągane niczym uszy pluszowego królika mojej Hani, to miejsce po prostu się nie nadaje. W głowie już powstał niecny plan na szklarnię w innym miejscu, żeby się gdzieś podziać z całym swoim majdanem roślinnym. Czosnek – wykopki i białe złoto (pietruszka) Nigdy nie miałam tak kiepskiego czosnku! Serio! No jakby mi ktoś go podmienił. Jedna skromna taczka czosnku tylko… No ale dobrze, że w ogóle jest, własny czosnek to wielki luksus, nawet większy niż własna pietruszka, która w tym roku kosztuje miliony. Chuchamy i dmuchamy na te nasze 3 grządki pietruszki, podlewamy i przemawiamy doń troskliwie 😀 Pomidory Na razie wszystko pięknie, och i ach, ale oto właśnie teraz zaczyna się pogoda jakiej nie lubię latem – ochłodzenie i wilgoć – zawsze wtedy, gdy pomidory zaczynają się rumienić i są już na dotknięcie ręki. Idealna pora na choroby grzybowe niestety – trzeba mieć się na baczności. Większość pomidorów mam z darowanych sadzonek, więc tak bardzo nie mogę się doczekać żeby wypróbować te wszystkie nowe odmiany… Te moje San Marzano upchnę do słoików w stylu Jamiego Oliviera z ostatniej włoskiej książki. A tak na marginesie, kiedyś sobie przysięgłam, że jak tylko Jamie napisze książkę z przepisami wege, przechodzę na wegetarianizm 😀 No i wykrakałam! Widziałam u niego na Instagramie zajawki nowej książki z przepisami roślinnymi. Czas szykować skrzynki z kapustą na zimę 😉 Papryka Muszę czekać aż papryki nabiorą właściwych kolorów, bo w ferworze wiosennego chaosu pozapominałam znaczników z opisami odmian, więc nie wiem co jest co. Pamiętam że Artist jest słodka, a reszta to jakaś tajszczyzna od kolegi Mateusza. Manual z opisem gdzieś mam, więc gdy tylko zaczną wyglądać tak jak powinny, nazwę je po imieniu 😉 Wolałabym nie zgadywać tego metodą organoleptyczną, mogłabym nie podołać. Kilka krzaczków Jalapeno też mam – tą przynajmniej rozpoznam bez mrugnięcia okiem, właśnie zaczął się na nią sezon i można podjadać do woli. W planach odnośnie papryki mam wyprodukowanie kilku słoiczków sosu chili słodko – kwaśnego, takiego w stylu azjatyckim, z jalapeno będzie zielony sos chili a jeśli będę mieć dużo słodkiej to zrobię sos z tego przepisu: sos paprykowy Macie jakieś super hiper turbo przepisy na paprykę/pomidory? Dawajcie w komentarzach! Aaaa i koniecznie jak ktoś ma dobry przepis na sos barbecue… Cukinie, dynie… Cukinie już rosną w najlepsze, staram się je przerabiać w miarę możliwości na bieżąco, a nadwyżki mrożę z przeznaczeniem na zimowe tarty. Z dyniami jeszcze czekam na identyfikację, bo podobnie jak z papryką zapomniałam o tagach! Soraya Nowość u mnie – cukinia Tondo Chiaro di Nizza, prezent z dalekiego Olsztyna 😉 Trzy siostry Three Sisters Garden – słyszeliście o takiej metodzie? Wiosną dostałam do ręki piękną, kolorową paczuszkę z takim właśnie napisem. Zgooglawszy temat, odkryłam że to właściwie taka uprawa współrzędna w stylu amerykańskim. Zasada jest prosta: siejesz obok siebie nasiona kukurydzy, fasoli i dyni, a gdy podrosną masz niewymagający interwencji ogród: fasola korzysta z kukurydzy jak z podpór i pnie się po niej do góry, a pnącza dyni tworzą rozłożysty dywan, uniemożliwiający rozrost chwastów. Fajne, co? Trzy Siostry (a właściwie dwie, bo dynia w kadr nie weszła) U mnie w ogródku jedna z sióstr jest trochę opóźniona – ta, która miała robić za dywan pod resztę żeby nie było problemu z chwastami. O ile fasola się kapnęła, że musi wejść na kukurydzę, która będzie służyć jej ramieniem, tak dynie amerykańskie się zbuntowały i rosną baaaardzo powoli. W przeciwieństwie do moich stałych odmian (Hokkaido czy Butternut Squash – te mają się znakomicie). Hokkaido Sezon ogórkowy Co tu dużo mówić. To jest TEN sezon. W ubiegłym roku był dramat, ten wynagradza potrójnie, a plony już upycham po słoikach. Owoce W ubiegłym roku był owocowy raj, więc siłą rzeczy w tym jest biednie. Tak biednie, że nawet truskawek nie pojedliśmy w zawrotnych ilościach, nie mówiąc już o robieniu przetworów. Czereśnie zapowiadały się na bogato i pewnie tak by było gdyby nie ten cholerny majowy przymrozek, który załatwił większość kwitnących kwiatów. Cała nadzieja w śliwkach, może w tym roku w końcu zjemy więcej niż jedną z własnego sadu 😉 Nie zawiodły jak co roku porzeczki – mamy w każdym kolorze oraz agrest – dziś przerabiamy je na soki. Z nowości dobrze mają się rokitnikowe krzewy, które zasadziłam w ubiegłym roku, jednak na owocowanie jeszcze grubo za wcześnie. To samo z morelą. O jeny, jak ja na nią czekam! Kadr jeszcze czerwcowy A to już lipiec Plany Jeszcze dziś zrobię rozsadę kilku odmian sałaty, bo oto jest początek lipca a ja zostałam bez sałaty! Granda i wstyd! Do gruntu wysieję też kolejny rzut fasolki szparagowej, rzodkiewki, rukoli i koperku. Do następnego! Na wsiach nadal panuje przekonanie, że "bije, bo kocha", a mężczyźni potrafią nawet postawić kumplowi piwo w uznaniu za to, że potrafi "trzymać kobietę w ryzach". O zjawisku przemocy domowej na wsi mówi Beata Makarczuk-Jackowska, przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich Kije i Wianki, laureatka IV edycji Programu WzmocniONE NEWSWEEK: W konkursie WzmocniONE zostałyście nagrodzone za projekt, który skupia się na kobietach dotkniętych przemocą domową mieszkających na wsi. Dlaczego waszym zdaniem ich położenie jest trudniejsze niż kobiet znajdujących się w podobnej sytuacji, ale mieszkających w mieście? Beata Makarczuk-Jackowska: Większość kampanii i działań społecznych wzmacniających kobiety odbywa się na terenach miejskich i na wieś w ogóle nie dociera. Kobiety wiejskie nie mają więc nawet skąd się dowiedzieć, gdzie mogłyby szukać pomocy. To po pierwsze. Drugie istotne ograniczenie, jakie w bardzo poważnym stopniu je dotyka, to wykluczenie transportowe. Najzwyczajniej w świecie nie mogą dostać się do różnego rodzaju ośrodków i instytucji pomocowych, które mieszczą się w miastach, ponieważ transport publiczny przeważnie nie jest wystarczający, a one nie mają własnego samochodu. Nawet jeśli w gospodarstwie domowym jest auto, to kobiety często nie mają prawa jazdy i są uzależnione od woli oraz czasu męża, żeby je gdzieś podwiózł. Stwierdziłyśmy, że skoro jest problem z transportem i komunikacją, to spróbujemy przenieść działania wspierające kobiety – warsztaty informujące o formach walki z przemocą, podnoszące kompetencje i kwalifikacje zawodowe, rozwijające hobby, spotkania ze specjalistami i różnego rodzaju szkolenia – na tereny wiejskie. Jak duża jest skala przemocy domowej na wsi? – Nie ma wiarygodnych statystyk, które by o tym mówiły. Kobiety obawiają się zgłaszać akty agresji ze strony swoich partnerów, ponieważ każdy alarm lub interwencja powodują utratę anonimowości. Na wsi każdy wie, kto mieszka obok, a ludzie jeśli nie znają się osobiście, to z widzenia. Przyjazd policji stawia na nogi całą wieś. Wiedzę na temat skali tego zagrożenia czerpałyśmy więc przede wszystkim z rozmów w cztery oczy z ludźmi, którzy do nas przychodzili i opowiadali o doświadczeniach swoich lub sąsiadów. Podczas pandemii zauważyłyśmy, że ten problem powraca w rozmowach coraz częściej. Czy to, co mówiły wam kobiety, pozwala na jakieś szersze uogólnienia, np. na wyjaśnienie, na czym polega specyfika przemocy na wsi? – Wydaje nam się, że na wsi panuje na nią większe społeczne przyzwolenie, a kobiety ją ukrywają nawet przed najbliższymi i zamykają się ze swoimi problemami w domu. Nie uczestniczą w życiu wsi. Gdy z koleżankami próbowałyśmy zdiagnozować przyczyny, zauważyłyśmy, że ogromną rolą odgrywa tu opacznie pojmowana tradycja. Wyraża się ona w myśleniu, że skoro dziadek lał babcię, ojciec matkę, ja też mogę bić swoją żonę. Wydaje nam się, że na wsi istnieje też większy problem z alkoholem, a to jest czynnik, który pobudza i nasila agresję. Skala przemocy nie maleje, ponieważ prewencja na wsi praktycznie nie istnieje, a policja na wsiach pojawia się sporadycznie. Ponadto wśród ludzi panuje przekonanie, że jeśli do akcji wkraczają mundurowi, to znaczy, że taki dom to patologia. Kobiety wolą więc uciec i schować się przed oprawcą, byle tylko nie dzwonić po pomoc. Obawiają się, że nie tylko one, ale także i dzieci zostaną napiętnowane i będą wytykane palcami. Poza tym po prostu wstydzą się, że mają w domu oprawcę. Takie zachowania kobiet powodują, że domowi przemocowcy czują się bezkarni. I tak spirala się nakręca. W mieście kobiety mają więcej swobody, by niepostrzeżenie zadzwonić na infolinię czy pójść do psychologa, a jeśli się na to odważą, to jest duża szansa, że pozostaną anonimowe. Na wsi to niemożliwe, zawsze ktoś coś podsłucha, ktoś coś zauważy, doda dwa słowa od siebie i informacja, a raczej plotka od razu się rozniesie. Dlaczego środowisko piętnuje kobietę, która zgłasza problem przemocy domowej, a nie oprawcę? – Nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć. Stygmatyzacja kobiety spowodowana jest myśleniem, że zawsze tak było, więc tak musi być i teraz. Nadal królują stereotypy. Skoro mężczyzna "nie wytrzymał", to widocznie partnerka musiała go sprowokować i najwyraźniej się jej "należało". Ludzie nie potępiają oprawcy, ale doszukują się tego, co mogła zrobić kobieta, która padła jego ofiarą. Zastanawiają się, co powiedziała, co założyła lub czego nie zrobiła. Jeżeli zdarza się, że to kobieta jest agresorką, to budzi niemal podziw, że była taka odważna i dołożyła facetowi, a partnera, którego pobiła, określa się jako "miękiszona", który "nie poradził sobie" z babą. Na wsiach nadal panuje też przekonanie, że "bije, bo kocha", a mężczyźni potrafią nawet postawić kumplowi piwo w uznaniu za to, że potrafi "trzymać kobietę w ryzach". To zdumiewające, ale choć żyjemy w XXI wieku, ciągle walczymy z takimi archaicznymi stereotypami. W 2020 r. w Polsce ok. 90 tys. osób było dotkniętych przemocą domową. Tak mówią statystyki, a wiemy, że wiele przypadków im umyka, bo ogromna liczba kobiet nie zgłasza takich przypadków na policję. My też to zauważyłyśmy po dużym odzewie, jaki wzbudzają nasze inicjatywy. Dalej rządzi też stereotyp żony pokornej, podporządkowanej mężowi i do bólu, nomen omen, lojalnej? – Zmienia się, ale powoli i głównie wśród młodych kobiet. Zauważyłyśmy jednak, że swoje podejście do relacji męsko-damskich stopniowo modyfikują również kobiety ze starszych generacji. Coraz rzadziej padają z ich strony słowa potępienia pod adresem młodych matek, że gdzieś działają, wyjeżdżają, że włączają ojców do opieki nad dziećmi. Poprzez nasze działania dotykamy też kolejnego aspektu – łamania stereotypu, że to tylko kobieta zajmuje się dzieckiem. Na dodatek mamy za sobą mężczyzn, którzy wspierają nas w tych działaniach. To nie tylko nasi mężowie, ale też wielu mężczyzn wokół. W naszym Kole Gospodyń Wiejskich mamy 20 kobiet i 10 mężczyzn. Jak często kobiety wiejskie doświadczające przemocy korzystają z pomocy? – Niestety, nie ma żadnych statystyk, które to mierzą. Na moje oko ten odsetek jest znikomy. Kobiety nie wiedzą nawet, jakiego rodzaju wsparcie mogą uzyskać. Niektóre mają świadomość, że istnieje coś takiego jak Niebieska Karta, ale nie wiedzą, co ona w praktyce oznacza, i obawiają się o nią wystąpić. W ramach programu WzmocniONE organizujemy spotkania, na których to wyjaśniamy. Zapraszamy pracownice z miejskich ośrodków pomocy społecznej i powiatowych centrów pomocy rodzinie, które krok po kroku omawiają różne procedury i rodzaje pomocy, po jaką kobiety mogą sięgać i gdzie mogą jej szukać. Bo one nawet nie wiedzą, od czego zacząć. Gdyby informacja o tym była szersza, jestem pewna, że procent zgłaszających się po pomoc kobiet byłby wyższy. Informacje na stronach internetowych nie za bardzo im pomagają. Kobiety na wsi często nie mają dostępu do komputera czy laptopa i nie korzystają z internetu w telefonie. Niekiedy nawet nie umieją poruszać się w sieci. Na wsi nadal najlepszym miejscem do przekazywania informacji pozostają tablice ogłoszeń. Bardzo pomocne są także kampanie społeczne. Same zresztą taką zrobiłyśmy: w ramach akcji przeciw przemocy Biała Wstążka nagrałyśmy filmik, w którym opowiadamy o rozmiarze tego zjawiska na wsi. Zaangażowałyśmy do niego wspierających nas mężczyzn. To wywołało ogromne poruszenie. Wiele osób po raz pierwszy usłyszało, że skala przemocy jest tak wielka. Kim są kobiety dotknięte domową przemocą, które do was się zgłaszają? – Nie ma reguł. Gdybym miała stworzyć taki statystyczny portret, to namalowałabym twarz przedzieloną na pół. Jedna połówka przedstawiałaby kobietę wiecznie uśmiechniętą, aktywną, zadbaną i wygadaną, a druga – kobietę zahukaną, przestraszoną, wycofaną. Dwie skrajne osobowości w jednej. Takie kobiety do nas przychodziły: rzutkie, superaktywne działaczki, po których nikt by się nie spodziewał, że w domu są bite, znieważane i pozbawiane godności. Na dodatek często same siebie winią, że doprowadziły do sytuacji, w jakiej tkwią. Jak staracie się im pomóc? – Postanowiłyśmy najpierw zaproponować kobietom pomoc merytoryczną i informacyjną: spotkania z pracownikami MOPS, PCPR i Komendy Powiatowej Policji oraz spotkania z psychologami. Wiemy, że kobiety, które do nas przychodzą, zrobiły już bardzo duży krok. Trzeba postępować z nimi ostrożnie, by znów nie zamknęły się ze swoimi problemami, bo ponownie już prawdopodobnie się nie otworzą. Żeby wzmocnić w nich wewnętrzną odwagę, proponujemy im zajęcia ze sztuki samoobrony – krav magi i wendo. To niesamowicie skuteczna broń. Już kilka godzin warsztatów pozwala nauczyć się, jak na chwilę powstrzymać agresję, obezwładnić oprawcę i uciec. Mamy już takie przypadki, że gdy niektórzy panowie dowiedzieli się, że partnerka uczestniczyła w zajęciach krav magi, nie odważyli się już jej więcej zaatakować. Widzimy więc, że sama informacja o udziale w takich treningach działa odstraszająco. Organizujemy też spotkania z trenerką dla kobiet, która tłumaczy, w jaki sposób powinnyśmy dbać o mięśnie dna miednicy. Kobiety czasami dziwią się: co to ma wspólnego z przemocą? Otóż bardzo dużo. Nadmierne napięcie tych mięśni, które występuje w sytuacjach silnego napięcia, prowadzi do groźnych dla zdrowia konsekwencji, a żyjąc pod jednym dachem z oprawcą, nigdy nie wiemy, kiedy nastąpi atak. Może wydarzyć się w każdej chwili, a my jesteśmy w ciągłym stresie. Chcemy pokazać z każdej strony, jak groźnym problemem jest przemoc domowa. Uderzenie i siniak to tylko szczyt góry lodowej, jaka się pod nim kryje. Co w kobietach się zmienia, gdy mają świadomość, że potrafią się obronić? – To bardzo korzystnie wpływa na ich psychikę. I wcale nie muszą pokazywać, czego się nauczyły. Wiedza o przemocy i nabyte umiejętności powodują, że kobiety zaczynają głośniej mówić. Dużo łatwiej przychodzi im też powiedzenie "nie". Samo uczestnictwo w zajęciach samoobrony dodaje im pewności siebie, wewnętrznej siły i asertywności. * Program WzmocniONE jest realizowany od 2018 r. Wspiera działania, które budują świat równej godności płci. Nastawiony jest przede wszystkim na wspieranie kobiet i dziewcząt w realizacji ich potencjału i budowaniu poczucia własnej sprawczości. Do programu można zgłaszać inicjatywy wychodzące naprzeciw systemowym problemom społecznym, jakich doświadczają kobiety. Nie tylko organizacje założone i prowadzone przez kobiety, ale wszystkie osoby, które swoimi działaniami pomagają wzmacniać pozycję kobiet. Ten cel połączył MagoVox i Fundację Ashoka Polska realizujące program. Wsparcie finansowe i merytoryczne w ramach programu otrzymało już 40 inicjatyw. Właśnie zakończyła się czwarta edycja programu. MagoVox to inicjatywa Małgorzaty Rutkowskiej, która wspiera kobiety i dziewczęta oraz współtworzy społeczność świadomych obywatelek i obywateli. Skupia się na trzech obszarach: Kobieta – Edukacja – Demokracja. Fundacja Ashoka to międzynarodowa sieć innowatorek i innowatorów społecznych, którzy systemowo, twórczo i wymiernie zmieniają rzeczywistość. Dążą do świata, w którym każda osoba może być twórcą i twórczynią zmian na lepsze. Beata Makarczuk-Jackowska - przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich Kije i Wianki. Z wykształcenia prawniczka, historyczka oraz dziennikarka. Rankiem przedsiębiorczyni, w południe gospodyni, po południu oraz wieczorem mama i żona. Jej przepis na uśmiech to szczęście osób ją otaczających Małgorzata Mierżyńska - dziennikarka, redaktorka, tłumaczka, współpracuje z magazynem "Newsweek Psychologia" Prezes na wygnaniu. Wiec prezesa PiS we wsi Zalasewo (gmina Swarzędz) nie doszedł do skutku. Sołtys oraz rada sołecka nie zgodzili się na imprezę Jarosława Kaczyńskiego na terenie sołectwa. Wydarzenie miało być zorganizowane bez uzgodnienia i poinformowania organu. Grzegorz Taterka zastępca burmistrza miasta i gminy Swarzędz zakomunikował, że żadna umowa na wynajem sali nie została podpisana. – Znając opinię naszych mieszkańców uważamy, że takie spotkania nie powinny odbywać się w naszej okolicy – czytamy w komunikacie rady. To kolejne spotkanie z szefem PiS, które natrafiło na problemy organizacyjne. @Creed-Bratton: . To wyk0pki ścierwa wiecznie marudzą jakie to straszne piekło mężczyzn nastąpiło, bo kobiety mają nieco łatwiej niż miały przez poprzednie tysiąclecia. To straszne że już nie można sobie obcej baby poklepać po dupie albo zgwałcić i dać w mordę, gdy jest się jej mężem. Jest dokładnie odwrotnie. Właśnie problem polega na tym, że to się już skończyło (wiadomo patologie się zdarzają ale to już nie jest norma) kobiety obecnie mają więcej przywilejów niz mężczyźni, a nadal twierdzą, że są traktowane gorzej. Tak jakby nic się nie zmieniło, a zmieniło się mocno wszystko. Dam taki przykład. Jestem za aborcją na życzenie. Jednakowoż jestem też za zniesieniem alimentów. Dlaczego facet ma płacić jak nie chce dziecka, a kobieta jednak chce urodzić w sytuacji kiedy to np facet chce dziecka ale kobieta nie to wtedy facet ma zamknąć p%%!e. Jej ciało, jej sprawa. Utrzymanie tak samo skoro dala dupy byle komu co chciał tylko poruchac, a nie zakładać rodzine. Tutaj nagle równości nie ma. Zawsze na korzyść kobiety. Rozumiesz problem? Obecny feminizm nie walczy o równość tylko o przywileje. PS: uzupełnię wypowiedź zeby było jasne. Alimenty powinno się płacić tylko wtedy kiedy facet chciał dziecka, a jednak zostawil potem kobietę z tym dzieckiem samą.

nie ma to jak na wsi rankiem