jezioro salar de uyuni

The salt flats are one of the most photogenic places on earth. 4. Sunblock – the high elevation and dry heat make the sun especially dangerous in Salar de Uyuni. And, even if you wear a sunhat, don’t forget to apply sunblock to your face. The bright glare that reflects off the ground is enough to burn. 5. Tren. También se puede ir en tren desde La Paz a Uyuni, pero esta opción no es directa. Tendrás primero que coger un bus a Oruro, y desde ahí, con las compañías Expreso del Sur o Wara Wara del Sur, llegar al soñado Salar de Uyuni. El tiempo que se tarda en hacer estos dos trayectos, es de más de 10 horas. Primeramente algo más de 3 Dinner on the Flats. Another popular thing to do at Salar de Uyuni is to enjoy a specially catered dinner right in the middle of the flats. The night sky is a blanket of stars, and only them and soft candles light your evening as you enjoy a romantic meal at the highest desert in the world. Guests enjoy hotel pickups and drop offs, locally A visit to Salar de Uyuni is likely a once-in-a-lifetime trip that very much warrants an extra $5-10 when it helps you have a better understood and more enjoyable trip. I found that my guide’s explanations, knowledge of history, and even just the cultural tidbits he shared really added to my understanding and enhanced my experience. Características del salar de Uyuni. El salar de Uyuni se ubica en el suroeste del Estado Plurinacional de Bolivia. Se sitúa a una altura de entre 3.650 y 3.663 m.s.n.m. (metros sobre el nivel del mar), entre las provincias de Daniel Campos y Ladislao Cabrera; las cuales pertenecen a los departamentos bolivianos de Potosí y Oruro Hard Being A Single Mom Quotes. Ponieważ znaleźliśmy się w Boliwii, pora na krótką charakterystykę tego kraju. Powierzchniowo większy od Chile jest najwyżej położonym krajem w Ameryce Południowej i najbiedniejszym spośród trzech zwiedzanych przez nas na tej wycieczce. Jedyny przemysł, który tu istnieje należy do sektora wydobywczego. Ze względu na swoje położenie Boliwia przoduje w badaniach nad chorobą wysokościową. W Boliwii komunikacja jest jeszcze kiepsko rozwinięta, przez to też utrudnione jest szybkie dotarcie do lekarza, szkoły, urzędu. Patrząc od strony obyczajowej jest to kraj najbardziej tradycyjny. 50-60% ludności jest pochodzenia indiańskiego, dominuje wśród nich lud Aymara, stąd językami używanymi są hiszpański i keczua. Obecny prezydent przyznaje się do swego indiańskiego pochodzenia i propaguje powrót do korzeni. Za swej kadencji wprowadził prawo do zmiany imienia na indiańskie i prawo do pracy dla dzieci od 12 lat. Dzieci w szkole uczą się też rzeczy praktycznych, które pomogą im szybko znaleźć pracę w przyszłości a i tak jest tu duży procent analfabetyzmu. Kobiety i mężczyźni częściej niż w Chile ubierają się po indiańsku. Chilitas, czyli kobiety tradycyjnie noszą falbaniaste spódnice, ubierane na kilka halek, męskie kapelusze oraz czarne warkocze z wplecionymi pomponami (czarne to wdowa, żywe kolorowe to panna a stonowane zarezerwowane są dla mężatek). Dużą rolę odgrywają rody Ajrus, rządzi nimi wybrany przywódca rodu. Rankiem po śniadaniu (dobry jogurt, owoce, herbata z koki) poszłyśmy do kantoru, aby wymienić gotówkę. Powoli, bo byłyśmy ciągle na wysokości 3600 m. Przy okazji wpadłyśmy na chwilę do sklepu z pamiątkami i kupiłam maskotkę lamę z futra alpaki. Miasteczko Uyuni prezentuje się jako raczej biednie. Jedyne budynki w wykończoną elewacją to hotele, chociaż główna ulica wygląda jako tako. Rzuca nam się w oczy mural poświęcony Rajdowi Dakar. To tu mieści się baza jednego z etapów. Spotkane po drodze dzieci opatulone są w ciepłe ciuchy a na głowach noszą obowiązkowo czapeczki, panie zaś paradują w tradycyjnych strojach. Nasz hotel to jeden z niewielu porządnych budynków w Uyuni Widok z hotelowego okna na miasto nie powala, przynajmniej w pozytywnym znaczeniu tego zwrotu Ale zdarzają się też takie nowe budynki oraz kilka o zadziwiającym stylu Deptak z restauracjami i sklepami Mural o rajdzie Dakar Chilitas w tradycyjnych strojach na bazarze i na ulicy Potem udaliśmy się terenówkami na Cmentarz Lokomotyw. Byłby to rodzaj Muzeum Kolejnictwa, gdyby nie to, że tabor kolejowy został tu pozostawiony bez opieki i kontroli. W szczerym polu stoi kilkanaście lokomotyw i pociągów, które kiedyś miały służyć do przewozu urobku z kopalń w Andach. Lokomotywy sprowadzono tu w połowie XIX wieku, gdy projektowano sieć kolejową, która miała połączyć centralną część kraju z portami położonymi nad Oceanem Spokojnym (do 1879 r. Boliwia miała dostęp do oceanu). Pociągami chciano transportować surowce z Andów. Teraz niszczeją na powietrzu i na razie, póki pewnie nie obrócą się w proch, są fajną atrakcją turystyczną. Spędziliśmy jakieś pół godziny w tym miejscu, robiąc zdjęcia. Obserwowaliśmy też jak wielojęzyczna młodzież skacze po dachach lokomotyw i cystern, chociaż są one tak skorodowane, że w każdej chwili mogą się rozwalić. Porzucony tabor kolejowy na cmentarzu lokomotyw w Boliwii Cmentarz lokomotyw niedaleko Uyuni Zardzewiałe, opuszczone... Młodzi ludzie skaczą po dachach pociągów... tylko czekać, aż któryś wpadnie do środka Mam nadzieję, że nie wyglądam tak staro, jak te pociągi... Gonieni przez ciemne chmury, pojechaliśmy do miejscowości, która mieści się na obrzeżu solnego jeziora Salar de Uyumi, to miejsce było bowiem naszym głównym punktem programu na ten dzień. Po ulewie z poprzedniego dnia wszędzie były olbrzymie kałuże. Ale mimo to udało się nam pospacerować wśród stoisk z kolorowymi ubraniami, gdy nasi przewodnicy załatwiali pozwolenie na wjazd na solisko. Zasugerowana przez nich, kupiłam trochę gulaszu z duszonej lamy, aby jej posmakować, ale i tak większość mięsa oddałam wałęsającym się psom, które tu wyglądały marnie. Trudno, żeby było inaczej, jeżeli ludzie tu też nie są bogaci. Wizyta w punkcie pakowania soli była ciekawa ze względu na to, że zobaczyłam na własne oczy, jak taką sól zbiera się do sprzedaży – zdrapuje się ją grabkami z soliska na sterty, przewozi tu, dodaje do niej jod i pakuje w woreczki. Po takim solisku chodzi się w butach, jeździ samochodami, toteż nie jest ona zbyt czysta. To nie to, co sól kopalniana. Dojeżdżamy do miejscowości na obrzeżach Salar de Uyuni Ciekawe, czy ta stara ciężarówka jest jeszcze sprawna? Po ulewnych deszczach droga zamienieła się w błotną kałużę Stragany - można się potargować Sól wyskrobuje się z dna jeziora i usypuje na kupki A potem... Potem nastąpił jeden z najwspanialszych momentów naszej wycieczki. Przejazd samochodami terenowymi po największym solisku na świecie, liczącym 10 tys km kw. Warstwa samej soli ma tu 10 m, pod nią jest warstwa soli z litem, a dopiero potem woda. Wjeżdżamy na solisko powoli, wprost z drogi. Skamieniała sól pokryta jest cienką warstwą wody – to pozostałość po wczorajszych deszczach. Jedziemy powoli rozglądając się z zachwytem dookoła, bo widok jest zgoła nieziemski. Jadące koło nas samochody odbijają się w wodzie. Linia brzegowa wkrótce niknie, ale nie tylko ze względu na oddalanie się od niej, a głównie dlatego, że błękitne niebo zlewa się z cienkim lustrem wody, odbijając się w nim. To sprawia wrażenie, jakbyśmy sami byli w niebie – wtopienie nieba w jezioro przez pionową symetrię powoduje efekt zacierania horyzontu. Niesamowite zjawisko! Jak zaskakująco w tej bezkresnej odchłani wyglądają samochody i ludzie, spacerujący po solisku! Wjechaliśmy na solisko Auta odbijają w wodzie, pokrywającej ponad 10-cio metrową warstwę soli Idealna symetria osiowa Zabawa w fotografowanie na jeziorze Chcemy się zatrzymać na zdjęcia, ale nasi kierowcy, po dojechaniu do końca rozlewiska, trafiają na stały grunt solny i rozpędzają się. To jest szaleńcza jazda, powyżej 100 km na godzinę. A widoki za oknem się nie zmieniają – biała powierzchnia wyschniętego jeziora kończy się niebieskimi zarysami gór, na tle których tylko dwa razy przesuwają się małe sylwetki autobusów. Bezkresne słone jezioro Salar de Uyuni w Boliwii Po twardej nawierzchni soliska mknie się szybko Przejeżdżamy tak ponad 100 km w głąb jeziora, aż trafiamy na malowniczą wyspę. Jest prześliczna, porośnięta kaktusami i wyłania się z białej powierzchni soliska jak grzbiet żółwia. Wysepka na słonym jeziorze w Boliwii Wyłania się z białej skorupy jeziora... Wychodzimy z samochodu i stajemy po raz pierwszy na skorupie solnej. Dostajemy lekkiego amoku z zachwytu. Czy to naprawdę sól? Liżę kawałek wyskrobanej szadzi. Solisko nie jest gładkie, kryształki soli tworzą wzór jakby z kawałków glazury. Cykamy zdjęcia sobie, wyspie. My z Asią O. odgrywamy scenkę „Nie ma wody na pustyni”, czołgając się do butelki wody. Na mojej koszulce zostaje po tej zabawie słony ślad, który muszę potem sprać wodą. Idę więc na wyspę do toalety. Stanęłam pierwszy raz na solisku w Boliwii Ja na Salar de Uyuni Aśka czołga się do wody... Ja nie mogę być gorsza - też się czołgam... No i się ubrudziłam - jak dzieci... Na wyspie jest też mała restauracja, ale my z niej nie korzystamy, gdyż mamy zamówione jedzenie, przywiezione tu przez naszych kierowców. Obiad, przyszykowany przez mamę jednego z kierowców, okazuje się być rewelacyjny: pyszna zupa, dwa dania mięsne (kotlet z lamy i jakaś ryba), kasza, ryż, sałatka i pyszny deser – tort z cytrynowej pianki. Zjadamy to przy stołach, wydobytych z czeluści bagażników. Obiad na solisku smakował jak nigdy Jemy pyszności przygotowane przez mame jednego z kierowców ...kotlet z lamy, robiony jak schabowy z kością oraz tort cytrynowy - niebo w gębie Nasi dzielni boliwijscy kierowcy - macho Nasza wspaniała załoga (my, kierowca i boliwijski przewodnik) Po obiedzie idziemy na spacer po wyspie, spotykając po drodze lamę. Wchodzimy ścieżką na szczyt wzgórza, zachwycając się pałąkami kaktusów. Im wyżej, tym ciekawszy widok na solisko. Nie dochodzimy jednak na sam szczyt, gdyż wchodzi nam się pod górę powoli, słońce praży mocno w głowę no i ta wysokość – na wszelki wypadek jeszcze żuję kokę. Ale z nadmiaru wrażeń zapominam o posmarowaniu się kremem z filtrem... Na wyspie można coś zjeść, skorzystać z toalety, kupić pamiątki Cała wyspa porośnięta jest kaktusami Lama mieszkająca na wyspie Idziemy na wyspę na spacer Z kaktusów można wyrabiać różne przedmioty: kosze na śmiecie, a nawet drzwi One nas obserwują! Wspólne zdjęcie ze znajomymi z wycieczki Jeszcze się wspinamy Widok z góry na Solar de Uyuni Z górki schodzi się zawsze szybciej Potem kolejna zabawa. Okazuje się, że solisko słynie też z możliwości wykonywania zdjęć perspektywicznych. Nasi kierowcy ustawiają nas odpowiednio i robią nam tego typu zdjęcia. Wyglądają bardzo zabawnie. Uwaga, skorpion Ratunku, porwał nas wielkolud! Ratuj się kto może To nie jest fotomontaż - zdjęcie zrobiono w ruchu i pan kierowca nie nastawił odpowiedniego czasu ekspozycji, dlatego moja postać jest trochę rozmazana Niestety przychodzi czas na odjazd z tego zaczarowanego miejsca. Przejeżdżamy znowu po wyschniętej powierzchni jeziora do solnego hotelu, gdzie był w 2016 roku przystanek rajdu Dakar. Hotel nazywany jest solnym, gdyż wzniesiony został z bloków solnych. Obok stoi pomnik ku czci kierowców, który zginęli w czasie rajdu... Przed solnym hotele, zatknięto flagi państw, biorących udział w rajdzie Dakar Wnętrze hotelu Pomnik ku czci kierowców, który zginęli w czasie rajdu Dakar Pomnik rajdu Dakar Zajeżdżamy dalej do miejsca, gdzie znowu pojawia się woda. Robimy tam przystanek na zdjęcia. Otaczająca nas, niespotykana nigdzie indziej, feria różnych odcieni niebieskości, kompilacja chmur i obłoków z ich lustrzanym odbiciem w wodzie to prawdziwy majstersztyk natury. Pojechaliśmy w kolumnie samochodów przez solisko Reklamowe zdjęcie toyoty na Solar de Uyumi In blue Nieskazitelna symetria osiowa słonego jeziora Niesamowite pejzaże największego soliska ziemi Niektórzy przygotowali sobie fajne gadżety do fotografowania Postanawiamy zaczekać na zachód słońca. W wolnym czasie wysiadamy z samochodów, zdejmując uprzednio buty. Woda nie jest zimna, ale powierzchnia soli kłuje w nogi, więc trzeba chodzić ostrożnie. Żałujemy, że przewodniczka nie uprzedziła nas o takiej możliwości – mogliśmy wziąć z hotelu klapki i brodzenie w wodzie po kłujących solnych występach byłoby wtedy przyjemniejsze i bezpieczniejsze. Ale nic to, śmiejemy się, że mamy darmowy pilling i wygłupiamy się, robiąc sobie zdjęcia. Brodzenie po kłującym podłożu słonego jeziora jest ciekawym doświadczeniemAle jak fajnie jest, gdy można się trochę powygłupiać. Udaję ptaka... I odfruwam... A Asia odpływa kraulem Ale laska Kocham świat! Niestety z pięknego zachodu słońca niewiele wychodzi, gdyż pojawiają się ciemne chmury, które akurat przesłaniają niebo na zachodzie. W oczekiwaniu na zachód słońca Zapada zmrok - niestety zachód słońca zakryły chmury Oni twardo czekają na zachód słońca My żegnamy się z soliskiem. Nawet bez kolorowego zachodu słońca, widoki tutejsze zapadną w naszej pamięci Powrót do hotelu odbywa się już po ciemku. Siedząc w samochodzie, zaczynam źle się czuć: mam dreszcze, robi mi się słabo, płonie mi twarz - „No tak,” - uświadamiam sobie- „co za idiotka ze mnie. Z tej euforii zapomniałam się posmarować kremem i spędziliśmy przecież na słońcu parę godzin, w dodatku promienie słoneczne odbijały się od lustra wody, potęgując swoje działanie”. Po powrocie do hotelu kładę się do łóżka z objawami udaru słonecznego i nie mogę rozgrzać zimnych rąk i nóg. Odczuwam też jakiś dziwny niepokój. Głowa mi płonie i mam chyba stan podgorączkowy. Moja kochana współlokatorka Asia zaparza mi herbaty i pilnuje, abym wypiła. Nie mam siły iść na kolację. Okazuje się, że takie same sensacje ma Wiola. Kiedy więc obie nasze koleżanki idą coś zjeść, my dotrzymujemy sobie towarzystwa. Dopiero po jakiejś godzinie ręce i nogi rozgrzewają mi się na tyle, że wyłażę spod kołdry, aby się umyć i smaruję purpurową twarz kremem. Potem jest już mi lepiej, ale i tak mam trudności z zaśnięciem. I zasypiam dopiero nad ranem. Ale rano budzę się już w formie. Tylko twarzą przypominam rasową Indiankę ... Powrót do strony głównej o podróżach Zgłaszając się do nas na wyprawę, prosimy o zapoznanie się z poniższymi dokumentami. Umowę zgłoszenie nalezy wydrukować, wypełnić, podpisać i odesłac nam skan na adres: biuro@ UMOWA ZGŁOSZENIE WARUNKI UCZESTNICTWA POLITYKA PRYWATNOŚCI REGULAMIN SERWISU PAZOLA WZÓR ODSTĄPIENIA OD UMOWY RODO Naszym klientom oferujemy i gorąco sugerujemy wykupienie rozszeżonego ubezpieczenia podróżnego do sumy KL EUR 60000 (ubezpieczenie podstawowe KL EUR 40000 jest zawarte w cenie) ale również – i jest to nowy produkt na rynku polskim – ubezpieczenia od kosztów rezygnacji z wyprawy. Takie ubezpieczenie może być szczególnie przydatne, jeśli wyprawa jest oddalona w czasie i nie mamy pewności, czy coś nam nie przeszkodzi w uczestnictwie, narażając nas na koszty anulacyjne, często sięgajace nawet 100% opłat. Przy wyprawach nurkowych pamiętamy o rozszerzeniu o sporty wysokiego ryzyka. Należy pamiętać, żeby zgłosić nam chęć wykupienia ubezpieczeń dodatkowych przed lub maksymalnie do trzech dni od daty zgłoszenia się na wyprawę. Ubezpieczenia od kosztów rezygnacji sa zawierane w Państwa imieniu w PZU Powszechny Zakład Ubezpieczeń SA. Ogólne warunki ubezpieczenia PZU. Jesteśmy w pełni legalnie działającym biurem podroży zarejestrowanym w Rejestrze Organizatorów Turystyki województwa mazowieckiego pod numerem 1676. Wpis do rejestru organizatorów Posiadamy wszelkie niezbędne ubezpieczenia sygnowane przez Wiener TU Vienna Insurance Group. Ogólne warunki ubezpieczenia WIENER. Każdy z uczestników naszych wypraw jest automatycznie objęty ubezpieczeniem podróżnym Wiener Ubezpiczeni w podróży na następujące sumy: koszty leczenia (wraz z assistance) do sumy EUR 40000. Następstwa nieszczęśliwych wypadków: NWI (trwały uszczerbek na zdrowiu) do sumy EUR 2500. Bagaż podróżny do sumy EUR 250. Nasi klienci nie muszą się martwić, gdyż ich wpłaty oraz bezpieczny powrót z zagranicy jest zabezpieczony Gwarancją Ubezpieczeniową na sumę EUR 50000 wystawioną przez Wiener Towarzystwo Ubezpieczeń SA., której beneficjentem jest Urząd Marszałka Województwa Mazowieckiego. Gwarancja Centrum Nurkowe Pijawka, ul. Puławska 84, 02-603 Warszawa. Telefon: +48 601 144 440 Podróże Nurkowe, Maja Kłosińska, Wrocław. Telefon +48 608 799 227 Centrum Nurkowe GDYNIA DIVE, ul. Szarych Szeregow 3, 81-471 Gdynia. Telefon +48 608 637 224 Lubelskie Centrum Nurkowe MOANA, ul. Stanislawa Magierskiego 21, 20-706 Lublin. Telefon +48 504 148 789 Baza Nurkowa OCTO, ul. Pięciu Pomostów 1, 78-550 Czaplinek. Telefon +48 606 201 571 Klub ENERGIA, ul. Obroncow Pokoju 3, 21-010 Łęczna. Telefon +48 502 060 188 PAZOLA Travel and Adventure, ul. Stawki 3a, 00-193 Warszawa. Telefon +48 797 581 292 Marek Łuczkiewicz, ul. Roentgena 6A, 02-781 Warszawa. Telefon +48 504 104 500 Poznańskie Centrum Nurkowe NAUTICA sc, Krzysztof Janicki Beata Janicka, ul. Piłsudskiego 100, 61-246 Poznań. Telefon +48 693 835 356 Prywatny Klub Nurkowy IDA-OCTOPUS, Ul. Wyspianskiego 12 (wjazd od bloku nr. 18), 39-400 Tarnobrzeg. Telefon +48 608 510 787 EMKA Travel, Ul. Branickiego 21/U2, 02-972 Warszawa. Telefon +48 22 566 3919, +48 502 964 558 Centrum Nurkowe MOBY DICK, Al. Jachowicza 44 (z tyłu budynku), 09-402 Płock. Telefon: +48 500 207 547 MAKO Jacek Czechowski, ul. Wiśniowa 22/14, 53-137 Wrocław. Telefon: +48 607 514 001 Wysoko w Andach, na rozległym płaskowyżu Altiplano znajduje się niezwykłe miejsce – Salar de Uyuni. Jest to największa na świecie pustynia solna, która okresowo przemienia się w słone jezioro. Zajmuje ona obszar ponad km2 i jest pozostałością po prehistorycznym jeziorze Minchin, które istniało w okresie plejstocenu, a więc około lat temu w północnej części andyjskiej Kordyliery. Na skutek zmian klimatycznych i geologicznych jezioro wyschło, lecz pozostawiło po sobie wspaniałą spuściznę w postaci kilku innych jezior i poprzeplatanych różnymi kolorami lagun. W zależności o zawartości minerałów i natężenia różnych związków, np. magnezu lub siarki zachwycają one niezwykłym zabarwieniem. Natura zatem przygotowała spektakl we wszystkich odcieniach czerwieni (np. Laguna Colorada), turkusu, zieleni (np. Laguna Verde) i szarości (np. Laguna Blanca). Pejzaż wzbogacają rozciągające się dookoła góry, częściowo wygasłe wulkany czy gejzery, z których ulatnia się pochodząca z wnętrza ziemi gorąca para. Rozciągający się dookoła niesamowity krajobraz sprawia, iż trudno uwierzyć że wciąż jest się na Ziemi. Prędzej można pomyśleć, że udaliśmy się w jakąś międzyplanetarną podróż, z której w ogóle nie chce się wracać. Czerwona laguna na płaskowyżu Altiplano w Andach Laguna Verde. Zielona laguna na płaskowyżu Altiplano Obecnie ta część Altiplano znajduje się w obrębie utworzonego w 1953 roku Parku Narodowego im. Eduardo Avaroa, nazwanego tak na cześć boliwijskiego bohatera żyjącego w XIX wieku. Występujące tu rośliny i zwierzęta zostały objęte ścisłą ochroną. Można tu spotkać między innymi różowe flamingi, kolibry i unikatowy gatunek wikunii andyjskich, a więc bliskich krewnych gwanaco i lam. Do niedawna groziło im wyginięcie ze względu na wełnę, która stała się luksusowym przedmiotem handlu. Wikunie zrzucają bowiem sierść jedynie raz na trzy lata, a do tego muszą im być zapewnione specjalne warunki hodowlane. Salar de Uyuni to ciągnące się aż po horyzont białe jak śnieg pole, poprzetykane gdzieniegdzie kopcami soli, które jeszcze bardziej potęgują wrażenie bezkresu i pustkowia, ograniczonego jedynie przez znajdujące się w oddali wulkany. Nad solniskiem płyną dziesiątki chmur po granatowym niebie. Gdy spadnie deszcz, zalegająca woda wygląda niczym lustro odbijające dokładnie wszystko co znajduje się na jej powierzchni. Wydawałoby się, że poziom zasolenia uniemożliwia utrzymanie się przy życiu jakimkolwiek roślinom lub choćby najmniej skomplikowanym organizmom. Tu jednak czeka nas wielka niespodzianka. Pierwszą z nich jest wyrastająca praktycznie na samym środku solniska wyspa Incahuasi, będąca pozostałością wygasłego wulkanu. Usiana jest wysokimi kaktusami, które wyrastają na przekór panującym tu warunkom atmosferycznym. Wiele z nich osiąga po kilka metrów wysokości, wznosząc się dumnie ponad taflę „białego morza”. Klimat panujący na płaskowyżu Altiplano jest dość stabilny, lecz dobowe temperatury ulegają sporym wahaniom. W ciągu dnia może ona osiągnąć maksymalnie 25°C, ale w nocy spaść do nawet -10. Występujące tu kaktusy radzą sobie doskonale w tym środowisku, dzięki dobrze rozwiniętemu systemowi korzeniowemu oraz nagromadzonym w porze deszczowej zapasom wody. Określenie „pora deszczowa” jest tu użyte na wyrost ponieważ opady są skąpe i występują głównie w miesiącach zimowych liczonych dla półkuli południowej, a więc od kwietnia do listopada. Przy brzegach solniska można zaś spotkać andyjskie odmiany lisów i niewielkich zajęcy. Częstymi gośćmi są też wyróżniające się różowym ubarwieniem flamingi brodzące w słonej wodzie. Częstymi gośćmi na Salar de Uyuni są różowe flamingi Wikunia andyjska to bliski krewny gwanaco i lamy Nie tylko miłośnicy pięknych krajobrazów znajdą tu coś dla siebie. Również pasjonaci kolejnictwa mogą udać się na pobliskie cmentarzysko starych pociągów, które kursowały tutaj przez około 50 lat aż do lat 40-tych XX wieku. Wybudowano ją na potrzeby transportu wydobywanych minerałów z okolicznych kopalni do portów usytuowanych nad Pacyfikiem. Wraz ze stopniowym zanikaniem przemysłu wydobywczego, zmalał popyt na usługi kolejowe, a symbolem świetności tamtych dni są zaatakowane przez rdzę stare lokomotywy i wagony czekające być może na powrót lepszych czasów. Niewykluczone, że one nadejdą ponieważ pojawiły się już plany stworzenia muzeum kolejnictwa. Najbliższym ośrodkiem miejskim jest założone w 1890 roku miasteczko Uyuni, liczące ponad mieszkańców. Jest ono przede wszystkim bazą wypadową dla tych, którzy planują pobyt w tej części wyżyny Altiplano. Według wierzeń zamieszkujących środkowo-zachodnią część Boliwii Indian Ajmara otaczające Salar de Uyuni góry: Tunupa, Kusku i Kusina to zaklęte w kamień olbrzymy. Wznoszą się one na wysokość ponad m. Podobno Tunupa była niegdyś piękną dziewczyną, która poślubiła Kuksu. Ten jednak okazał się niewiernym małżonkiem i uciekł z kochanką o imieniu Kusina. Tunupa została sama na świecie z malutkim synkiem, którego musiała wychować. Nie mogła się jednak pogodzić ze swym losem, całymi dniami zanosząć się płaczem. Spływające po policzkach Tunupy łzy pomieszały się pewnego razu z mlekiem, którym karmiła swoje dziecko. To one utworzyły ogromne jezioro, a gdy jego wody ulotniły się pod wpływem palących promieni słonecznych, powstało Salar de Uyuni. W tej legendzie jest ziarnko prawdy, gdyż postępujące stopniowo kolejne zmiany na tym obszarze oraz wysoka temperatura powietrza doprowadziła do wyparowania wody, w związku z czym część zbiorników przemieniła się w ogromne, pokryte „białym puchem” pustynie, a Salar de Uyuni jest największą z nich. Grubość solnej skorupy sięga nawet 15 metrów. Pod nią kryje się niezwykłe bogactwo, będące przedmiotem pożądania wielkich światowych korporacji. Oprócz niezaprzeczalnych walorów turystycznych Salar de Uyuni to ogromne źródło sodu, potasu, magnezu oraz największych na świecie złóż litu, pierwiastka wykorzystywanego na szeroką skalę między innymi w przemyśle elektronicznym i motoryzacyjnym. Szacuje się, że Boliwia posiada około 10 milionów ton litu, co daje równowartość 45 % wszystkich zasobów występujących na całym świecie. Salar de Uyuni stał się zatem łakomym kąskiem dla zagranicznych inwestorów. W dobie galopującej technologii producenci telefonów komórkowych czy laptopów prześcigają się w oferowaniu swoim klientom jak najbardziej nowoczesnego sprzętu. Dzięki wykorzystaniu litu możliwe stało się wytwarzanie coraz lżejszych baterii, które są w stanie długo utrzymać energię bez konieczności ich ponownego ładowania. Podobnie jest z silnikami hybrydowymi, które swoją pracę zawdzięczają między innymi wykorzystaniu specjalnie skonstruowanych baterii. Póki co boliwijski rząd bardzo ostrożnie podchodzi do zakusów korporacji, które są niezmiennie zainteresowane wydobywaniem litu na tych terenach. Również miejscowa ludność wyraziła swój stanowczy sprzeciw budowie kopalni w pobliżu Salar de Uyuni. Ta postawa Boliwijczyków ma swoje korzenie w wydarzeniach, którymi doświadczyła ich historia. Wraz z odkryciem Nowego Świata konkwistadorzy traktowali znajdowane tu bogactwa naturalne jako źródło swojego dochodu, które płynęły szerokim strumieniem do Europy. Proces ten był długotrwały i wyniszczający dla rdzennej ludności, która żyła tutaj z dziada pradziada. Dlatego też boliwijskie władze wysyłają wyraźne sygnały, iż dostęp do złoży litu będzie dla zagranicznych przedsiębiorstw bardzo ograniczony. Miejmy nadzieję, że ten nieziemski krajobraz przetrwa wszystkie ekonomiczne burze i nie ulegnie zachłanności wielkich korporacji, a boliwijski rząd zachowa ten cud dla przyszłych pokoleń. Najpierw zacznę od tego czym jest słone jezioro, bo właśnie takim zjawiskiem się w tym wpisie zajmę. Przede wszystkim, takie jeziora występują na obszarach suchych i gorących, gdzie nagromadzenie soli ma miejsce w wyniku silnego parowania w połączeniu z brakiem odpływu wód do morza. W wodach słonych jezior rozpuszczona jest znaczna ilość chlorku sodu, siarczanu magnezu, związków potasu oraz innych soli. Fot. Patrick Nouhailler; Źródło: Jednymi z najbardziej znanymi solonymi jeziorami są: Morze Martwe, Wielkie Jezioro Słone, Morze Kaspijskie oraz Jezioro Aralskie. Fot. Patrick Nouhailler; Źródło: Jedno, które przyciągnęło uwagę na swój stan jest Jezioro Salar de Uyuni. Jest pozostałością po wyschniętym słonym jeziorze w południowo-zachodniej Boliwii, w Andach. Źródło: Jego powierzchnia wynosi niewiele ponad 10,5 tys. km kwadratowych i jest usytuowane na wysokości 3653 m Jak podają różne źródła Salar de Uyuni zawiera 10 bilionów ton soli. Źródło: Wszyscy, którzy trafią w ten zakątek świata będą mieli możliwość podziwiania niezwykłych krajobrazów. Dookoła nic - tylko biała przestrzeń. Dzięki stałemu układowi wysokiego ciśnienia mamy możliwość podziwiania pięknego, bezchmurnego, niebieskiego nieba. Źródło: Tekst, opracowanie: Przemek Posadzki Salar de Uyuni, wielkie jezioro solne na boliwijskim płaskowyżu Antiplano, to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie, jakie widziałam. Kawałek ziemi, który wygląda jak niebo, zajmuje imponującą powierzchnię ponad 10 000 km². Będąc tam w porze deszczowej, jezioro zobaczyć można z krystalicznie czystą taflą wody, w której odbijają się chmury. Daje to złudzenie ściany chmur przed oczami i braku horyzontu. Cudowne, bajkowe miejsce!

jezioro salar de uyuni